wtorek, 31 lipca 2012

The chilean way !!!

Dzisiaj zupełnie nie kulinarnie, za to podróżniczo. Może nawet nie podróżniczo, a bardziej socjologicznie. O tym co się dzieje po drugiej stronie półkuli. Dzieje się dużo, dużo zaskakuje, dużo irytuje, śmieszy i zadziwia. Jestem z Polski, dopóki nie wyjechałam, to myślałam że Polska jest krajem całkiem w tyle. Taka „ziemniaczana republika” Europy. Służba zdrowia umierająca, politycy jakby zapomnieli chyba o swoich obietnicach.  Nie ma autostrad, pracy i pieniędzy. Wszystko drożeje, ogólna rozpacz i smutek. Chile to taka druga Polska, powiedzmy „bananowa republika”. Przyjechałam tutaj z miłości……z miłości do faceta – Chilijczyka of course.
No i sobie tak mieszkam, i mieszkam, i żyję, i oglądam wiadomości. I tylko jedno mi przychodzi do głowy… zamieniłam ziemniaki na banany ;) Służba zdrowia ma się dobrze, świetni lekarze, dużo klinik…. ale wszystko, o ile masz pieniądze. Chorować w Chile nie polecam tym samym, lepiej jechać do Argentyny ;). Politycy z bananem na twarzy obiecują niestworzone rzeczy, ale przynajmniej się uśmiechają. Bieda, nie ma pracy i pieniędzy. I tutaj zaczynają się różnice, bo Polak potrafi tylko narzekać, Chilijczyk za to się bawi. TAK BAWI SIĘ i to na dobre. Asados i fiestas non stop.
Chile to dziwny kraj, bardzo piękny: góry, ocean, Atakama, Patagonia. Wyspa Wielkanocna. Przepiękna przyroda, 6 tys. kilometrów długości daje Chile tą przewagę nad innymi krajami, że przyroda jest bardzo zróżnicowana. Kiedy na północy susza, na południu leje deszcz. Od wschodu ogromne Andy, od zachodu olbrzymi Ocean. Jest słońce, śnieg deszcz, woda, ogień. Ogromne połacie kraju wartego zobaczenia. Ale nie o geografii chcę tu pisać, bo to wszystko można znaleźć w przewodnikach. Chciałabym opisać tutaj ludzi, ich zachowania, zainteresowania i jak żyją. Mieszkam już tutaj ponad rok, napatrzyłam się wiele i powiem tylko tyle, że w Polsce by to nie przeszło. Jest nawet takie powiedzenie „Do it on chilean way” czyli zrób to po chilijsku. Bardzo trafne, widziałam nawet koszulki z takim nadrukiem. Po chilijsku to znaczy:
·         Pchaj się w autobusie pomimo, że jest pełny, byle tylko dalej i dalej na sam koniec autobusu gdzie jest tak samo pełno,
·         Pchaj się w metrze, a jak znajdziesz wolne miejsce to:
*facet: wyciągnij komórkę i graj, lub słuchaj mp3 tak głośno, że cały wagon słyszy
*kobieta, wskocz do wagonu, spóźniona, rozczochrana z mokrą głową i wyjmij przybory do make up’u i zacznij się malować, widok dość częsty.
·         Chilijczycy mają w genach spóźnianie, wiec nietaktem jest przyjść punktualnie, trzeba się spóźnić przynajmniej pół godziny do 3 godzin, lub w ogóle nie przyjść i nie poinformować o tym czekającego,
·         Przynajmniej raz w tygodniu robić asado, grilla tak zwanego, na balkonie, w ogrodzie, w parku, ważne żeby było mięcho i piwo,
·         Jadąc samochodem trąbimy na wszystko, wystarczy tylko że samochód z przodu nie ruszy w odpowiednim momencie, od razu zaczyna się salwa z klaksonów, trąbić trzeba też na przechodzące po chodniku kobiety, czym bardziej blondynkowata tym więcej trąbnieć dostaje ;), trąbi się nawet bez potrzeby, a tak żeby się trąbnęło, ulubiona drużyna piłkarska wygrała mecz…..trąbimy!!!!
·         Oczywiście normą jest jazda bez zapiętych pasów i slalom między innymi samochodami. Zapomnij o włączaniu kierunkowskazów, świateł mijania tym bardziej, no chyba że już ciemna noc jest,
·         Parkując samochód, np.: przy supermarkecie przygotuj się, że nagle wyskoczy ci ktoś, oferując (odpłatnie of course) pomoc przy parkowaniu, wysiadaniu, otwieraniu bagażnika,itp.
·         Stojąc na skrzyżowaniach w kolejce na zmianę świateł, będziemy mieli możliwość podziwiania żonglerów, tancerzy, akrobatów, baletnice, sprzedawców owoców, kwiatów, ładowarek, jak również młodych chłopaszków namolnie usiłujących wyczyścić wszystkim szyby w aucie, oczywiście po skończonym show rundka między samochodami z wyciągniętą ręką,
·         Uliczni artyści nie ograniczają się tylko do skrzyżowań, pełno jest marnej jakości śpiewaków, grajków, poetów w autobusach miejskich. Kilka razy tylko udało mi się usłyszeć naprawdę coś wartego usłyszenia. Zdarzają się też sprzedawcy rękawiczek, rajstop, żarówek, śrubokrętów, chyba tylko nie widziałam sprzedawców wibratorów,
·         Jadąc autobusem miejskim lepiej trzymaj się mocno, kierowcy brali chyba kursy F1, szybki start, gaz do dechy, za 100m przystanek,70m, 50m, 30m hamulec w podłodze. Ci co się nie trzymali, lecą na łeb na szyję.
·         Wszędzie są numerki, numerki w szpitalu, w aptece, w markecie przy mięsnym, przy serach, przy rybach, numerki nawet przy kasie. Kończy się papier z numerkami i powstaje chaos !! :D
·         Jeśli chcesz kupić coś w zwykłym sklepie, np.: pasmanterii czeka cię przekazywanie z rąk do rąk, u jednej pani wybierasz guziki, nici czy inne rzeczy, u drugiej pakujesz a na koniec pani numer trzy kasuje cię za obsługę. Ile pieniędzy zaoszczędził by pracodawca zatrudniając do tej pracy tylko jedną osobę.
·         Jeśli kupujemy napoje gazowane, to tylko light, to samo tyczy się wszystkich innych produktów. Dziwi mnie to, bo jako naród to raczej otyły jest, więc albo to light to pic na wodę, albo jedzą podwójne porcje.
·         Oglądamy reality show, każdy kanał tv ma swój reality, 2 razy do roku nowe show.
·         Oglądamy newsy, a w newsach: o psie co chodzi na dwóch łapach, o krowie co wpadła do kanału, o gwiazdce reality, która przedawkowała, o jedzeniu, o zabawie, o świętach. Na próżno szukać newsów z polityki, ekonomii, czegokolwiek normalnego. Jest ciekawie :D W wiadomościach głównych mówi się o piłce, po wiadomościach, w wiadomościach sportowych mówi się o piłce. Pogodynka mówi czy przy okazji kolejnego meczu przypadkiem nie będzie padał deszcz.

Jest tego całe mnóstwo, mogłabym opowiadać i opowiadać, niektóre rzeczy są śmieszne, drugie denerwują. Trzeba się przyzwyczaić i brać wszystko z przymrużeniem oka, co kraj to obyczaj wszak. Reasumując, jeśli ktoś chciałby zobaczyć kawał przepięknej natury, Chile jest idealne, natomiast jeśli chce się tutaj zamieszkać, należy zaakceptować ichniejszą odmienność i powoli wcielać w życie slogan do it on chilean way. Wsiąkniesz w to ;)

Aha, po czym Chilijczycy poznają, że jestem obca ??? Jako chyba jedyna czekam na zielone przy przechodzeniu na światłach :D

A na koniec jeszcze krótkie wideo pokazujące Chile i chilijczyków z przymrużeniem oka. Oczywiście nie wszyscy chilijczycy są tacy sami, miałam okazję spotkać na prawdę serdecznych ludzi.



1 komentarz:

Sabina Milewska pisze...

haha może stwierdzenie, że w Paryżu jest podobnie to trochę za dużo, ale tutaj również byłam jedyną osobą czekającą na zielone światło.. one są tylko po to, żeby się sugerować. na dodatek zielone światło dla pieszych włącza się dokładnie w momencie zmiany normalnego sygnalizatora na czerwone, w Polsce byśmy się pozabijali, każdy przejeżdża jeszcze na "późnym pomarańczowym".. ubawiłam się przy tym poście, będę zaglądać, zwłaszcza że kompletnie nie umiem gotować, więc może Twoje przepisy mnie w końcu zainspirują do zrobienia czegoś! zapraszam również do mnie http://to-ja-spadam.blogspot.fr/ pozdro :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...