wtorek, 25 września 2012

Deser czekoladowy i wyróżnienie


Żeby uczcić wyróżnienie, o którym poniżej, zrobiłam deser. Bardzo prosty, bardzo smaczny, tradycyjne smaki, bez wydziwiania, bez żadnych serków mascarpone czy ricotty. Po prostu czekoladowy budyń i waniliowa kasza manna przełożone sobą. Na wierzchu orzechy laskowe i groszki czekoladowe, prosto i pycha. Przepis na budyń zaczerpnęłam z tego bloga, powiększyłam tylko porcję i nie dodałam masła jak autorka, natomiast kaszę mannę zrobiłam po swojemu.


Składniki na budyń:
750 ml mleka,
6 łyżek mąki kukurydzianej, (tutaj nawywa się Maizena),
6 łyżek cukru,
6 łyżek gorzkiego kakao,

Składniki na kaszę mannę:
250 ml mleka,
3-4 łyżki kaszy manny,
1 łyżka cukru,
Kilka kropel ekstraktu waniliowego,


Wykonanie budyniu:
Do rondelka wlać mleko, wsypać mąkę, kakao, cukier i wymieszać. Podgrzewać całość co kilka chwil mieszając. Po zagotowaniu mieszanka zacznie gęstnieć, trzeba nmieszać aby nie przywarła do rondelka. Gotować na niewielkim ogniu kilka minut.

Kasza manna:
Do mleka wsypać kaszę mannę, dodać cukier i ekstrakt waniliowy. Gotować na wolnym ogniu mieszając co chwilę aby nie przywarło do naczynia. Po jakimś czasie zacznie gęstnieć, pogotować jeszcze kilka chwil i gotowe.

Do niskich i szerokich szklanek najpierw nałożyć połowę budyniu czekoladowego. Warstwę przełożyć kaszą manną. Znowu nałożyć budyń czekoladowy. Ozdobić orzechami laskowymi i groszkami czekoladowymi. Można jeść ciepłe, ale i takie z lodówki też będzie świetnie smakować.


A teraz o wyróżnieniu Versatile Blogger…. Zostałam nim pozytywnie zaskoczona. Autorka blogu „Robot Kuchenny” wybrała mnie i 14 innych blogów jako tych wartych obejrzenia. Wow co za zaszczyt, którego się w ogóle nie spodziewałam, bardzo mnie to cieszy.
Takie wyróżnienie łączy ze sobą pewien obowiązek: napisać 7 faktów o sobie i nominować kolejne 15 blogów, które uważamy za godne polecenia. I tutaj przypominają mi się szkolne łańcuszki, później internetowe… wyślij coś tam, coś tam do pięciu kolejnych osób, a poznasz miłość swojego życia, na przykład.

Może zacznę od siedmiu faktów o mnie i wtedy zrozumiecie dlaczego nie będę nominować kolejnych blogów. Mam nadzieję, że uchylę rąbka tajemnicy na swój temat, albo chociaż zainteresuje swoją osobą.

1.    Nie noszę obcasów, nigdy ich nie miałam na nogach i nigdy mieć nie będę. Widząc niektóre kobiety koślawiące krok w obcasach to mnie krew zalewa. Chodzą jak kaczki między wysoką trawą. Dlatego oszczędzam tego widoku, i sobie, i innym korzystającym z miejskich chodników. Nie umiem chodzić w obcasach, nie zakładam ich i kropka.
2.    Jak byłam mała, zdzierałam z siebie popularne w tamtych czasach chińskie sukienki. Do tej pory mam wstręt do sukienek, chociaż ostatnio to się poprawiło, mam już 2 w szafie :)
3.    Swojego faceta poznałam przez Internet…..7 lat temu…..z Chile na dodatek. Od ponad roku mieszkamy tutaj, jednak w planach jest wielki powrót do Polski, razem :D.
4.    Uwielbiam grać w gry komputerowe, nie tam jakieś babskie Simsy (chociaż też był taki moment) ale konkretne męskie tytuły, no po prostu uwielbiam czasem komuś mordę obić ;)
5.    Lubię piec słodkości, bardziej niż gotować… Ale jeszcze dwa lata temu każde upieczone ciasto było przepięknym zakalcem. Dzisiaj już nie mam takiego problemu.
6.    Zawsze lepiej spędzałam czas z facetami, jako dziecko bawiłam się w większości z chłopakami, jako dorosła wolałam iść z kumplami na kręgle i piwo czy paintball’a niż z laskami na kawę i do kina czy shopping.
7.    Wszelakie „łańczuszki” typu wyślij to do kolejnych kilku osób, a spotka się miłość, szczęście bla bla bla, urywały się na mojej osobie. Tradycja rzecz święta i dlatego nie wyślę następnych wyróżnień kolejnym blogom. Taka już jestem….

niedziela, 23 września 2012

Owsiane placuszki, które zostały pieczoną owsianką


Miałam plan, był dosyć łatwy, chciałam zrobić owsiane placuszki a’la pancakes. Miałam przygotowane namoczone płatki owsiane, rano wystarczyło wymieszać resztę składników i smażyć. Niestety po dodaniu do płatków kefiru, jajek, mąki proszku do pieczenia, na patelni nie chciały trzymać się kupy, rozpadały się, nie dało się ich nawet przewrócić. Plan planem, a efekt swoją drogą.
Sen o idealnym sobotnim śniadaniu powoli przekształcał się powoli w masakrę przy patelni. Aby ocalić to co pozostało nieusmażone szybko wzięłam się do roboty. Jabłko, trochę orzechów, szybko namoczone rodzynki, kandyzowana papaja i suszone owoce pomogły uratować sytuację. Śniadanie przeciągnęło się troszkę w czasie, zjadłam je dopiero po 10.00 ale opłacało się czekać. Wyszła pyszna pieczona owsianka, mało słodka, ale to owoce dawały wystarczającą słodycz. Lekko cynamonowa o orzechowym posmaku. Chyba smaczniejsza niż poprzednia, bardziej ciastowata i zwarta. Świetna na śniadanie i tak samo dobra na podwieczorek. Zaliczyłam kryzysową sytuację w kuchni, ale wyszłam z niej obronną ręką. A na owsiane placuszki przyjdzie jeszcze pora.


Składniki:
100g płatków owsianych,
3 łyżki otrąb pszennych,
290g wrzącej wody,
200 ml napoju z grzybków kefirowych (może być rzadki jogurt lub kefir),
2 jajka,
3 łyżki mąki,
½ łyżeczki proszku do pieczenia,
1 kwaśne jabłko,
3 łyżki brązowego cukru,
1 spora łyżeczka cynamonu,
*garść rodzynek (namoczonych we wrzątku),
*niewielka garść  kandyzowanej papai,
*5-6 suszonych moreli pokrojonych w kosteczkę,
*5-6  suszonych śliwek pokrojonych w kosteczkę,
*garść orzechów laskowych posiekanych,
*garść migdałów posiekanych,
*płatki migdałowe i kokosowe do ozdoby na wierzch.


Wykonanie: 

Na noc zalać wrzątkiem płatki owsiane razem z otrębami i przykryć. Rano zetrzeć jabłko na dużych oczkach, posypać cukrem i cynamonem, rodzynki zalać wrzątkiem. Do miski z płatkami owsianymi wbić jajka, wlać kefir, wsypać mąkę i resztę składników, dokładnie wymieszać. Foremkę do tarty wysmarować masłem, wylać masę, ozdobić płatkami migdałowymi i kokosowymi. Wstawić do rozgrzanego do 180̊C piekarnika i piec około 40-45 minut. Aby płatki migdałowe i kokosowe się nie spaliły, całość przykryłam folią aluminiową, którą zdjęłam pod koniec pieczenia aby zarumienił się wierzch.

piątek, 21 września 2012

Pancakes z napoju z grzybków kefirowych


Od dłuższego czasu jestem zadowoloną posiadaczką grzybków kefirowych, z których powstaje coś w rodzaju kwaśnego mleka lub kefiru. W smaku lekko kwaskowe, o konsystencji jogurtu.

Od ponad 4 miesięcy piję taki napój po szklance dziennie, czyli przez okres chilijskiej srogiej zimy. W tym czasie wokół mnie wszyscy kichali, smarkali, rozdawali bakterie na lewo i prawo, łącznie z moim Felipe, który był chory już dwa razy. Ja do tej pory czuję się wspaniale, zarazki się mnie nie czepiają i bardzo dobrze, bo chorować nie znoszę.

Czasami jednak po prostu się kefir przejada… wtedy kombinuję coś innego. Robię twaróg, z którego później tworzę kolejne dania, między innymi pierogi ruskie, twarożek ze szczypiorkiem, lub dodaje do muffinek. Jednak zrobienie takiego twarogu jest dosyć kosztowne i czasochłonne, czasami po prostu używam samego kefiru, na przykład zamiast mleka do muffinek, czy jak dzisiaj do pancake’ów.

Jestem zwolenniczką grubych puszystych naleśników, takich w amerykańskim stylu. Uwielbiam je, nie jem ich często, ale jak się zdarzy - tak jak dzisiaj, wtedy pochłaniam całą porcję… Dzisiaj jednak podzieliłam się z lubym, żeby nie było… ;)

Z podanych składników wyszło mi 6 pancakes, do ostatnich dwóch dodałam kakao, tak dla odmiany. Wyszły pyszne, dzięki zawartości napoju kefirowego są lekko kwaskowe, niezbyt słodkie, puszyste, lżejsze niż tradycyjne pancakes.


Składniki:
250 ml napoju z grzybków kefirowych,
5 sporych łyżek mąki,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1 jajko,
3 łyżki oleju,
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii,
3 łyżki cukru,
*opcjonalnie 3 łyżeczki kakao,
* cukier puder do posypania


Wykonanie:
Do naczynia wlewamy napój z grzybków kefirowych, dodajemy jajko, mieszamy dokładnie trzepaczką. Dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia i cukier, wszystko mieszamy na gładką masę. Dolewamy ekstrakt waniliowy i olej, mieszamy do połączenia się składników. Pancakes pieczemy na patelni teflonowej bez tłuszczu po około minucie z obu stron. Na koniec układamy wieże i posypujemy cukrem pudrem.

*Kiedy zostało mi masy na ostatnie 2 placki, dodałam kakao, miałam dwukolorową ucztę.

czwartek, 20 września 2012

Spaghetti..... po mojemu


Czasami też gotuję, czasami…. Zdarza się to przede wszystkim w weekendy, lub kiedy niema już nic zdatnego do jedzenia, lub gdy chińczyk już zamknięty. Wtedy zakasuję rękawy i chcieć czy nie chcieć coś kombinuję.
Spaghetti, ile kucharzy tyle wersji… kluchy każdy lubi, kluchy z sosem pomidorowym i mięskiem tym bardziej. Danie włoskie zupełnie spolonizowane, w każdym domu przynajmniej raz na miesiąc dam sobie rękę urwać, że się gotuje spaghetti. Są zwolennicy sosów ze słoika, są i konserwatyści, którzy swój sos przygotowują od podstaw. Ja jestem gdzieś pomiędzy. Słoiczek koncentratu pomidorowego mi wystarczy, resztę załatwiają dodatki.
W dzisiejszym odcinku Słodkich Przygód zapraszam na moją wersję klusek z sosem pomidorowym ;) Prawdziwe spaghetti bolonese to to nie jest, ale wyszło bardzo pyszne, może to ten sosik tak zadziałał, że zdecydowałam się zaprezentować ot to dzieło.


Składniki na sos:
1 słoiczek koncentratu pomidorowego,
3 – 4 ząbki czosnku,
*oregano,
* mielone ziarna kolendry
* sól i pieprz,

Reszta składników:
*opakowanie makaronu spaghetti,
250g mięsa mielonego wołowego,
4 pieczarki,
1 cebula,
*liście laurowe, sól i pieprz,
*szczypiorek do dekoracji,


Wykonanie:
Zaczynamy od sosu pomidorowego. 

Do miseczki przelewamy koncentrat pomidorowy, przeciskamy przez praskę czosnek, dodajemy zioła (tak mniej więcej: 1 łyżka oregano suszonego, 1 łyżeczka mielonych ziaren kolendry). Dodajemy soli i pieprzu do smaku. Mieszamy wszystko, przykrywamy folia spożywczą i wkładamy do lodówki. 

Cebulę kroimy w kosteczkę, pieczarki obieramy i kroimy w plasterki. Na rozgrzaną patelnię z odrobiną oleju wrzucamy cebulę i dusimy na małym ogniu. Kiedy zmięknie, dodajemy pieczarki, czekamy aż puszczą soki. Wrzucamy mięso i przykrywamy. Wszystko smażymy - dusimy na wolnym ogniu. Około 20 minut. Wyciągamy sosik, który powinien się troszkę przegryźć i zalewamy mięso, mieszamy (dolałam jeszcze troszkę wody, bo było za gęste). Wrzucamy liście laurowe, około 4 sztuk, przykrywamy i dusimy na wolnym ogniu powoli. W między czasie gotujemy makaron według instrukcji na opakowaniu. Przecedzamy, ja polewam makaron dodatkowo niewielką ilością oliwy, aby się nie posklejał. Zaglądamy do sosu, doprawiamy do smaku solą, pieprzem i przyprawami. Makaron mieszamy na patelni z sosikiem, serwujemy na talerze i posypujemy szczypiorkiem.

Smacznego !!!

środa, 19 września 2012

Leniwe....


Na tapczanie siedzi leń….. nic nie robi cały dzień…
- jak to, ja nic nie robię ?? Leniwe zrobiłam !!!!


Wszelkie wolne dni od pracy działają na mnie usypiająco, rozleniwiają mnie całkowicie. Z natury mam lenia w genach, ale to co się dzieje w wolne od pracy to jest masakra. Czwarty dzień nicnierobienia dawał się we znaki. No dobra, zrobię leniwe, a przynajmniej spróbuję. Leniwych nigdy wcześniej nie robiłam, jadłam je raz w życiu, na któryś wakacjach nad morzem. Pamiętam smakowały wybornie, lekkie twarogowe, polane masełkiem, posypane cukrem z cynamonem, idealnie wpasowały się w wakacyjną atmosferę.

Leniwe jak leniwe, 5 minut roboty i tyle samo minut jedzenia…. Idealnie !!!!

Z racji tego, że nawet nie wiedziałam jakie są proporcje na takie kluseczki, posiłkowałam się przepisem z „Moje Wypieki”. Wyszły mi prawie idealne, za dużo mąki, ale jak na pierwszy raz były ok. Z racji tego, że zrobiłam je na „once” – taki chilijski podwieczorek, mój Felipe spróbował i powiedział, że dobre, ale nie na podwieczorek, tylko na obiad :o wow.. No to na bank następnym razem będzie szybki obiad !!

Składniki na 2 porcje:
200g twarogu (z racji, że mieszkam w kraju beztwarogowym, użyłam swojego twarogu z grzybków kefirowych),
1 jajko (żółtko i białko osobno),
5 kopiastych łyżek mąki (ale to przynajmniej o jedną za dużo),
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego,
2 łyżeczki cukru,

Dodatkowo:
·         Roztopione masełko,
·         Cukier i cynamon do posypania leniwych.

Wykonanie:

Trzeba wstać z tapczanu, tudzież fotela, krzesła czy łóżka i pomaszerować do kuchni. Twaróg rozgniatamy widelcem razem z żółtkiem, cukrem i ekstraktem waniliowym. Ubijamy pianę z białka, dodajemy do twarogu i mieszamy. Dodajemy mąkę i zagniatamy ciasto. Formujemy wałeczki, spłaszczamy lekko i kroimy jak kopytka. Wrzucamy na wrzątek i gotujemy ze 2-3 minuty od czasu wypłynięcia. Wyciągamy na talerz, polewamy masełkiem, sypiemy do smaku cukrem i cynamonem.

piątek, 14 września 2012

Szarlotka….. moja pierwsza


Wiem, wiem to nie weekend a ja już wyskakuje ze słodkim…Ale od jutra zaczynają się fiestas patrias. Przygotowania w całym kraju już od początku września, wszędzie flagi, ozdoby, cueca – narodowy taniec Chilijczyków – moim zdaniem z dziebka nudny. Ludzie na ulicach w świetnych humorach, w sumie jest się z czego cieszyć, 5 dni wolnego, dodatkowe bonusy w pracy, darmowe jedzonko, nic więcej do szczęścia nie potrzeba, przynajmniej Chilijczykom ;). Szarlotka to taki mój mały wkład w firmową fiestę, coś polskiego ode mnie, a tak żeby wiedzieli skąd jestem i żeby spróbowali coś inszego. Do picia oczywiście chilijskie winko, chicha, pisco sour. Na stole nie zabraknie empanadas de pino, a w domu w gronie rodzinnym mięcho, mięcho i jeszcze raz mięcho…ale jakie mięcho !!!! Mięsożerna raczej nie byłam, dopóki nie przyjechałam tutaj i nie poczułam, posmakowałam co to prawdziwa wołowinka z grilla. Dobry operator grilla potrafi wyczarować z kawałka chabaniny i soli morskiej niesamowity smak i aromat, nic więcej nie potrzeba aby moje kubki smakowe oszalały. Nigdy wcześniej nie jadłam tak świetnie grillowanego mięcha.

Ja tutaj o mięsie a tematem jest szarlotka, a więc wracamy do słodkich tematów. Szarlotka – pierwsza w życiu zrobiona samodzielnie, na obczyźnie do tego, no i sukces jest. Nie za słodka, z prażonymi jabłkami i cynamonem, posypana cukrem pudrem idealnie pasuje na firmowy deser. Mam nadzieję, że będzie smakować Chilijkom.


Składniki:
3 szklanki mąki pszennej,
3 kopiaste łyżki cukru pudru,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
250 g margaryny,
3 żółtka,
1 jajko,
2 kg kwaśnych jabłek,
*cukier brązowy,
*cynamon,



Wykonanie: 
Mąkę z cukrem pudrem i proszkiem do pieczenia mieszamy razem. Dodajemy margarynę, żółtka i jajko. Zagniatamy ciasto, jeśli będzie za suche, można dodać odrobinę wody. Masę dzielimy na dwie części (więcej na spód, mniej na kruszonkę 3:2). Ciasto na spód zawinięte w folię wkładamy do lodówki, żeby się dobrze schłodziło. Masę na kruszonkę zawijamy też w folię i wkładamy do zamrażalnika. W tym momencie oddajemy się żmudnemu obieraniu jabłek, następnie ścieramy je na tarce o dużych oczkach. Smażymy około 20 minut, do smaku dodajemy cukru. Schłodzoną masę z lodówki rozwałkowujemy na wielkość blachy, moja miała 20x30 cm, przekładamy na wyłożoną papierem do pieczenia foremkę. Na to wykładamy prażone jabłka, sypiemy cynamonem i jeszcze troszkę brązowym cukrem. Na wierzch ścieramy na tarce z dużymi oczkami masę z zamrażalnika. Wstawiamy do piekarnika na 50 – 60 minut, pieczemy w temperaturze około 180̊C. Po wystudzeniu, można posypać cukrem pudrem, i pokroić w kwadraciki.


Smacznego !!!

niedziela, 9 września 2012

Bułeczki kokosowe


Wczorajszy dzień zaliczam do tych, w których masz tyle do roboty, że nie ma czasu nawet się po głowie podrapać. Ale udało mi się wcisnąć między ciasto drożdżowe a 100 pierogów ruskich na zamówienie takie oto cudo. Ciasto zaczęłam bardzo późno wyrabiać i tylko się modliłam, żeby szybko wyrosło, poza tym obiecałam Felipe coś słodkiego na weekend….as always w sumie.
Pomysł na kokosowe bułeczki znalazłam tutaj, jeszcze nigdy nie jadłam nic kokosowego z wypieków. Chciałam też coś bardziej fikuśnego, pozmieniałam troszkę proporcje i sposób wykonania. Przede wszystkim zawinęłam je w ślimaczki, w ten sposób jeszcze żadnych bułek nie piekłam, a zawsze mi się podobał. Wczoraj więc był dzień debiutów. Bułeczki wyszły wspaniałe, miękkie, kokosowe, delikatne. Nie obyło się bez problemów o czym później. Efekt końcowy przekroczył jednak moje oczekiwania. Dzisiaj zjedliśmy po jednej na baaaardzo późne śniadanie, można by rzec, że to już taki wczesny obiadek. Wygramoliliśmy  się z wyrka i zaczęliśmy dzień na słodko, później były lody, bita śmietana, kawka z mlekiem….. do ciemnej nocy jeszcze daleko, może jeszcze jedna bułeczka….. hmmm kuszące. A od poniedziałku walczymy, żeby spalić nagromadzone przez weekend kalorie. Będzie ciężko, bo zbliża się 18 września, narodowe święto Chilijczyków. Czas niekończących się imprez przy grillu, hektolitry pisco sour, terromoto, mote con huesillo, tony wołowiny, no i oczywiście empanadas. Trzeba się fizycznie i psychicznie nastawić na wielkie obżarstwo, start już w przyszły piątek, mniej więcej tydzień szaleństwa. Przynajmniej obchodzą je z radością, nie tak jak w Polsce, wszystko na poważnie.
Wracając do kokosowych bułeczek, po oryginalny przepis i wykonanie wysyłam do w/w blogu a u mnie moja wersja.


Składniki:
2 łyżeczki drożdży instant,
¼ szklanki wody,
1 łyżeczka cukru,
½ szklanki mleka,
115g rozpuszczonej margaryny,
2 jajka,
500g mąki pszennej,
60g cukru,
½ łyżeczki soli


Składniki na nadzienie:
1 ¾ szklanki wiórek kokosowych,
7 łyżek miodu (mój był stężały),
6 łyżek masła,
2 żółtka


Dodatkowo:
*białka do posmarowania bułek,
*płatki kokosowe i migdałowe,


Wykonanie:
Do letniej wody dodajemy łyżeczkę cukru i dwie łyżeczki drożdży instant, odstawiamy aż ruszą. W rondelku rozpuszczamy margarynę, na koniec dodajemy mleko i lekko podgrzewamy, byłe by nie było za gorące. Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier, jajka, mleko z margaryną i drożdżowy zaczyn. Wyrabiamy na miękkie ciasto, lekko lepiące się. W razie gdyby lepiło się zbyt mocno, można dosypać trochę mąki, u mnie dwie graście dodatkowe. Nie można jednak przesadzić, żeby ciasto nie było zbyt zbite. Wkładamy do miski, przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości. W tym czasie możemy zająć się na spokojnie nadzieniem. Wiórki miód, rozpuszczone masło i dwa żółtka wrzucamy do food procesora albo do blendera i miksujemy na pastę. Gdy ciasto nam wyrośnie, odgazowujemy je wbijając pięść w masę i wyciągamy na blat. Formujemy prostokąt o wymiarach mniej więcej 35 – 20 cm i nakładamy pastę kokosową. Tutaj pojawił się problem, pasta jest zbyt gęsta, żeby dało się ją ładnie rozsmarować na cieście. Wyciągałam więc po kawałku pasty, spłaszczałam w dłoni i układałam na cieście, miejscami troszkę brakowało, ale po zawinięciu w rulon wszystko się wyrównało. Więc po nałożeniu pasty, zawijamy wzdłuż krótszego boku i dzielimy na 12 części. Układamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy do napuszenia, mniej więcej 30 – 45 minut. Po tym czasie smarujemy pozostałym białkiem i ozdabiamy płatkami kokosowymi i migdałowymi. Moje bułki piekły się w temperaturze około 180̊C przez około 30 minut, aż się zarumieniły. Wyciągamy z piekarnika, przekładamy na kratkę do wystudzenia.

Smacznego !!!

niedziela, 2 września 2012

Brownie


Bardzo długo chodziło za mną brownie, za długo…. Problem był ze znalezieniem w tym bananowym kraju dobrej jakości czekoladę gorzką. Do tej pory nie znalazłam, lub były kosmicznie drogie. Ale znalazłam przepis na brownie z kakao, w sumie to nie wiem dlaczego wszystkie przepisy mówią, żeby rozpuszczać czekoladę zamiast wrzucić prawdziwe czyste kakao. Może nigdy się tego nie dowiem. W każdym bądź razie brownie powstało…. Na bazie kakao i szczerze, to nie czuję różnicy czy z kakao czy z czekoladą.
To brownie to moje drugie podejście, pierwsze wyszło zbyt suche, bardziej podchodziło pod murzynka niż brownie. W obu przypadkach posiłkowałam się tym przepisem, tylko że przy drugim podejściu byłam mądrzejsza o wcześniejsze doświadczenie.  Zmieniłam proporcje składników, zrezygnowałam całkowicie z proszku do pieczenia, które podobno prawdziwe brownie nie powinno posiadać. No i tak ze zmienionym przepisem przedstawiam swój wypiek, mimo że zmniejszyłam prawie o połowę ilość cukru, to wyszło idealnie słodkie. Piekłam w jednorazowej foremce z aluminium o średnicy 23 cm



Składniki:
200 g masła,
1 szklanka dobrej jakości kakao bez cukru,
*garść groszków czekoladowych – gorzkich,
1 szklanka cukru,
4 jajka,
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego,
¾ szklanki mąki pszennej,
*garść prażonych orzechów włoskich i tyle samo orzechów ziemnych bez soli,


Wykonanie:
Masło rozpuścić w kąpieli wodnej, dodać do niego kakao i groszki czekoladowe, wymieszać. Wsypać cukier i dokładnie wymieszać, następnie wbijać jajka. Po każdym jajku dobrze wymieszać masę. Dodać wanilię, mąkę i porządnie wymieszać. Na koniec wrzucić uprażone orzechy.
Piec  około 35 minut (najlepiej sprawdzać patyczkiem i kontrolować, żeby nie wysechł w piecu za bardzo) w 180 ̊C.




Smacznego !!!


Garbanzos con merkén


Przyszła wreszcie sobota !!!! Czas na kombinowanie w kuchni. Znalazłam na tym blogu fajny pomysł na ciecierzycę. Kto by pomyślał, że można z niej zrobić świetny zamiennik orzeszków ziemnych do chrupania, o wiele zdrowszy i mniej tuczący…. chyba. W mojej wersji zrobiłam na pikantnie, tak jak lubię. Przynajmniej nikt inny nie będzie mi ich wyżerać ;).

 Składniki:
250g suchej ciecierzycy,
4 łyżki oliwy z oliwek,
*przyprawy: merkén, mielony czosnek, suszona mielona cebula, sól morska,

Wykonanie:
Ciecierzycę namoczyć przez noc. Rano wypłukać i ugotować do miękkości. Ostudzić, polać oliwą z oliwek, posypać przyprawami w dowolnej ilości i kombinacji. Wyłożyć na blachę do pieczenia. Piec w 180̊C przez około 30 – 40 minut na ładny złoty kolor. Od czasu do czasu warto przemieszać, żeby równomiernie się upiekła.
Przechowywać w zamkniętym pojemniku, inaczej stwardnieją.


Smacznego !!!