Owsianka….. powoli się uzależniam od tych przepysznych i zdrowych płatków.
Jeszcze tak niedawno pchałam w siebie sztuczne płatki kukurydziane z suszonymi
owocami i toną cukru. Trochę sobie uświadomiłam, że chyba jednak nie tędy droga
do wyzdrowienia i poczucia się wreszcie dobrze. Przestawiłam się na owsiankę i
nie żałuję. Teraz codziennie rano mam taki mały rytuał w kuchni. Zagotować
wodę, zalać płatki, poszukać ciekawych dodatków, wymieszać, pogotować, w między
czasie jest czas na ogarnięcie wyrka i szybki prysznic. Często po prostu robię
zwykłą owsiankę zalaną wrzątkiem z odrobiną mleka bez laktozy. Czasami jakiś
orzech, czasami dżem. Idąc za trendami spróbowałam pieczonej owsianki. To był
mój „private moment”, kurcze jaka ona pyszna, wręcz rozpływająca się w ustach.
Nieziemskie doznania dla podniebienia, dla duszy i ciała. To jest to co
tygryski lubią najbardziej. Kwintesencja pożywnego śniadania….. Kilka blogów
zainspirowało mnie do stworzenia mojej własnej kompozycji, moich ulubionych
dodatków. I tak w ciągu godziny powstała moja przepyszna, nieziemska (chyba się
powtarzam ;)) owsianka i tu uwaga….. bez grama cukru, oj tak cukier to taki
mały, wredny i cichy zabójca. Nie to, że w ogóle zrezygnowałam z cukru, ale tam
gdzie go nie potrzeba nie wsypuje na siłę… Ot co zmieniło się w mojej diecie.
MC – mniej cukru.
Składniki dla dwojga: (chociaż jak był mogła to zjadłabym całą na raz sama, ale podwieczorek też musi być, a co !!!)
10 łyżek płatków owsianych,
2 łyżki otrębów pszennych,
4 pastylki stewii,
garstka rodzynek zamoczonych wcześniej w gorącej wodzie,
spora garść orzechów włoskich – posiekanych,
tyle samo migdałów,
1 duże jabłko – u mnie zielone
1 jajko + troszkę mleka, nie więcej niż ¼ szklanki,
1 ½ łyżeczki cynamonu,
½ łyżeczki imbiru w proszku,
½ łyżeczki kardamonu.
Wykonanie:
Płatki z
otrębami i pastylkami stewii zalać wrzątkiem, muszą porządnie napęcznieć.
Odstawić do wystudzenia. Do miseczki zetrzeć jedno jabłko na dużych oczkach,
dodać nasze płatki, posiekane orzechy, migdały i wymoczone rodzynki. Dodać
przyprawy i mleko z roztrzepanym jajkiem. Wszystko razem wymieszać na zwartą
masę. Przełożyć do natłuszczonego naczynia żaroodpornego (jak zrobiłam w
foremce do tart) i wstawić do nagrzanego piekarnika na 40 – 45 minut.
Temperatura około 175 – 180 stopni Celsjusza.
Moja owsianka wspaniale
się zarumieniła z wierzchu i od spodu, środek pozostawiając mięciutki i
soczysty.
Smacznego !!!
Mmmm wygląda bardzo apetycznie,jestem fanką owsianki i chętnie Twoją wersję wypróbuję :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńpieczonej to nie jadlam, ale naprawde wyglada smakowicie:)
OdpowiedzUsuńWidziałam na kilku blogach i muszę się wreszcie skusić na tą pychotę, uwielbiam chrrupiącą skórkę :)
OdpowiedzUsuńA pytanie : Jakiej firmy stevii używasz i czy pastylki są lepsze niż płyn, fluid ? nie jest po pieczeniu gorzka ?
Stewi zaczęłam używać od niedawna, przede wszystkim do owsianki i do słodzenia herbaty. W markecie mam kilka do wyboru w formie pastylek, są również w płynie i proszku. Na pierwszy raz wybrałam stewie w pastylkach firmy "D'Stevia" nie wiem czy w Polsce można ją zdobyć. Wybrałam ją, ponieważ jako jedyna nie miała w sobie dodatkowo sacharozy i innych niepotrzebnych składników. 100 g produktu zawiera 35g stewiozydu. W smaku inny niż zwykły cukier, idzie się przyzwyczaić. Mam zamiar upiec jakieś ciacha w przyszłości, zobaczymy co wyjdzie. Z tabletek jestem zadowolona, na następny ogień pójdzie płyn.. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAhhh ja nie czuje goryczy, z tego co czytałam to bardziej goryczkowate są same liście, wysuszone i sproszkowane. Podobno jak się przesadzi to ciasto okropne wychodzi. niestety nie mam jeszcze doświadczenia z wypiekami na stewii.
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńZupełnie przypadkiem wpadłam na ten blog i od tej pory sobie tu czasem zaglądam. Bardzo fajne przepisy, świetne, nie przestylizowane zdjęcia, jednym słowem gratuluję i oby tak dalej! (A wstawki z kuchni chilijskiej to oczywiście bomba!)
Dzięki za miły komentarz, staram się na ile mogę i na ile mój sprzęt mi pozwala aby zdjęcia były ładne. Bardzo się cieszę, że ktoś czyta mój blog. Pozdrawiam z dalekiego i nadal gorącego Chile (kto by pomyślał, że temperatura jesienią bedzie sięgać 30*C) heheh.
OdpowiedzUsuń